Chciałem odpalić auto na przynajmniej częściowo złożonym wydechu, aby potem nie zastanawiać się, czy ewentualna nierówna praca wynika z niepodłączonej sondy, czy czegoś innego. A do tego warto było mieć brakującą osłonę termiczną. Co prawda nie planowaliśmy zostawić silnika pracującego na dłużej niż kilka minut, ale niech będzie wszystko porządnie. W tym celu odbyły się poszukiwania brakujących elementów izolacji termicznej, zakończone względnym sukcesem. Głównym elementem tego sukcesu okazała się osłona od E32 V12 - większa niż jakakolwiek dostępna w E34, a jednocześnie pasująca. Przy okazji udało się znaleźć moduł klimatronika, tym razem pasujący do wtyczek w aucie, więc kolejny problem, wspominany w poprzednim poście, został zażegnany. Mamy także jakiś klakson na wzór, ale i tak już wcześniej kupiłem te niby 65 mm, a tak naprawdę 76 mm klaksony, o czym również pisałem wcześniej.
Drugim brakującym elementem izolacji był kawałek na lewej podłużnicy. Tego również udało się znaleźć, choć coś tam się różny i nie ma otworów na mocowania w tym samym miejcu, co auto. Ale coś się wymyśli, dociska go też mocowanie węża od wysprzęglika, które z resztą trzeba było dorobić.
Zostało poskładanie kilku jeszcze elementów...
... wlać do układu chłodzenia wodę destylowaną na próbę, w celu sprawdzenia szczelności...
... oraz założyć zrobione nareszcie, przez innego majstra, rurki klimatyzacji wraz z osuszaczem.
Niestety nie potrafiłem określić prawidłowej ilości oleju. Mimo wlania 6,5 litra, poziom na miarce był taki jak widać. Nie wiem, czy w ogóle jest sens się tą miarką kierować - biorąc pod uwagę wszystkie te niedoróbki i błędy, które spotkaliśmy po drodze po poprzednich majstrach, chyba nie ma sensu zakładać, że akurat do odpowiedniego skalibrowania bagnetu by się przyłożyli. Z resztą, do tematu oleju będziemy musieli jeszcze za chwilę wrócić.
No i jeszcze dolot - z racji braku możliwości założenia nowej przepustnicy, która okazała się kompletnym śmieciem, trzeba było założyć na chwilę starą, wraz ze starą rurą dolotu.
No i dobra, lecimy!
No to teraz jak poszło. Silnik, jak widać na filmach, działa. I to działa całkiem dobrze. Pierwszy filmik zakończyliśmy wyciekiem wody. Początkowo wydawało się, że leci z pompy wody. Jednak tutaj miłe zaskoczenie - po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że to tylko wąż wchodzący do pompy - opaska ściskająca go jest skręcona na maxa, więc już bardziej jej się ścisnąć nie da, a mimo to delikatnym siurkiem leci sobie z węża. Łatwa naprawa, wystarczy dać mniejszą opaskę. Jakimś cudem wcześniej było ok, teraz zrobił się jakiś bardzo, bardzo niewielki luz.
Druga rzecz, to zakończenie drugiego filmu, a mianowicie powód, dlaczego silnik zgasł. Otóż nie był do końca rozgrzany, temperatura wody miała w tym momencie dopiero w okolicach 60 stopni, i mapa wolnych obrotów nie do końca ogarnęła bardzo szybkie odpuszczenie gazu. Obroty spadły, silnik się zdusił i tyle. Nic do naprawy. Ewentualnie będę mógł się pobawić mapką w EMU, ale to już na spokojnie później.
Teraz problem trzeci, nieuchwycony na filmach. I ten niestety jest już gorszy. Leci spod miski olejowej, mniej więcej w miejscu nad wyprowadzeniami węży do filtra. To jest dość słabe miejsce miski i podczas uderzenia musiała się rozszczelnić... Raczej nie mam co liczyć na kontakt z MGarage a tym bardziej zrobienie na odległość nowej, więc trzeba ratować tą. Wyciągać znowu silnik? Ech... może uda się tego uniknąć. Spróbujemy podwiesić silnik na belce i zdjąć tylko przednie zawieszenie tak, aby uzyskać dostęp do miski od spodu.
Cytując klasyka: "Nie jest dobrze. Ale nie jest też źle. Można powiedzieć, że jest średnio". Chociaż mimo wszystko, dla mnie jest lepiej niż średnio, bo bałem się, że wyjdzie znacznie więcej niespodzianek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz