Zaczęło się niewinnie, od wsadzenia wszystkich brakujących kabli. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, ale jednak coś nie do końca grało w ilości kabli kostki stacyjki.
Mieliśmy jednak kolumnę dawcy, więc szybka decyzja - zakładamy "polifta". Przełoży się samą wkładkę stacyjki i tyle. Brzmi dobrze, ale poliftowa kolumna jest inna. M.in. wieloklin jest większy i zamiast przykręcać kierownicę śrubą, wkręca się w niego nakrętkę. Oczywiście więc naba, która miała znaleźć się w aucie nie mogłaby pasować.
To nie koniec problemów. Kolumna powoli zaczęła dawać znać, że ona nie chce być zamontowana. Co krok okazywało się, że czegoś w niej brakuje.
To wszystko jeszcze jest do przejścia, bo brakujące części da się znaleźć. Prawdziwym problemem okazała się... jej długość. Jest dłuższa od przedliftowej, i to sporo. Po zamontowaniu krzyżak haczył o pedały. To był moment, w którym zapadła decyzja, że już nie ma sensu przerabiać krzyżaka czy pedałów, a poliftowa kolumna nie daje żadnych dodatkowych korzyści, więc trzeba było wrócić do przedlifta i zakombinować z kabelkami.
Nie mogliśmy jednak po prostu założyć mojej starej kolumny, bo "fachowcy" z MGarage skręcając na niej krzyżak, zamiast wkręcić śrubę krzyżaka tak żeby weszła w przeznaczony do tego rowek... na chama skręcili na frezie. Nawet nie wiem jak to skomentować. Trzeba było więc kupić kolejną kolumnę kierowniczą, przedliftową i przełożyć krzyżak do niej, tym razem skręcając normalnie.
No i przedliftowa, zgodnie z przewidywaniem oczywiście siadła jak trzeba. Zastanawialiśmy się czemu dowalili śrubą po frezie, czy było to spowodowane tym że brakowało tego centymetra do pedałów, ale nie - nadal jest miejsce.
Kabelki zostały popodłączane tak jak wskazywałyby na to schematy, miejmy nadzieję, że wszystko zadziała i nie będzie zbyt wielu zagadek do rozwiązania przy odpaleniu.
To jeszcze nie koniec krzyżaka. Musiał zostać zawieziony do regeneracji, bo tak go wcześniej poskładali, że pin był luźny. Przy odkręcaniu ze starej kolumny dosłownie rozpadł się na części w ręce mechanika. Tak więc gdyby nie zabiły mnie hamulce, bo "fachowcom" nie chciało się założyć zabezpieczenia na pin pedału hamulca który mógł się z czasem wysunąć, to zabiłby mnie brak sterowania, gdyby pin z krzyżaka się wysunął pod wpływem drgań i krzyżak by się rozłączył. Nie wiem czy to już pisałem, na pewno kilka razy powiedziałem to już na głos ale niech zaistnieje na "papierze" - dobrze, że miałem ten wypadek. Bo inaczej jeździłbym tykającą bombą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.