Nigdy nie twierdziłem, że auto nie ma grama rdzy. Więcej - zawsze czułem pewną dozę niepewności w tej kwestii, tym bardziej, że sam absolutnie nie odnajduję się w świecie blacharstwa i lakiernictwa. Myśli o czającej się gdzieś w zakamarkach wrednej "rudej szmaty" spędzały mi sen z powiek. Ale nareszcie, po wielu miesiącach złych przeczuć, koniec z tym!
Jako, że umówiłem się z Orłem, że poza położeniem nowej konserwacji ma całkowicie wolną rękę i może wymieniać co trzeba jak leci, oczywiście zajął się też tematem progów. Ktoś mi powiedział - "ale Ty głupi jesteś, gość Ci wymieni pół samochodu i zostawisz tam majątek". No i? Co z tego? Prawda jest taka, że taka renowacja musi swoje kosztować. Materiały to rzecz oczywista, ale przede wszystkim zaangażowanie, dokładność i dbałość o szczegóły Orła zasługują na odpowiednie wynagrodzenie. To, co ten facet wyczynia przy aucie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Mogę śmiało powiedzieć, że w żadnym warsztacie nikt nie zrobiłby tego tak jak on. Może to dlatego, że to dla niego hobby i odskocznia od pracy, może dlatego że jest pasjonatem, a pewnie zarówno jedno jak i drugie.
Wracając jednak do tematu progów i rdzy - Jak łatwo było się domyślić, moje przeczucia miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. W końcu auto ma już ponad 26 lat, w dodatku to tylko dwulitrówka, do tego biednie wyposażona, więc nie oszukujmy się - tego auta nie kupiono w przeszłości, żeby je trzymać pod kocem, tylko by jeździć i to tanim kosztem.
Teraz los Złotej trochę się odmienił, ale na pewno ma za sobą przeszłość typową dla dupowozu, a więc nie ominęły jej deszcze, śniegi i zasolone drogi.
Co prawda nie można powiedzieć, żeby stan progów był tragiczny. To zdecydowanie nie jest jeden z tych przypadków, kiedy można do środka wsadzić pięść. Niemniej jednak, cośtam się pojawiło. Oczywiście najgorszym, najbardziej zgnitym elementem okazało się miejsce pod lewarek. Nie wiem, jak opisać jego stan, więc najlepiej będzie, jak po prostu spojrzycie na zdjęcie:
Tak to wyglądało. Nie mam zamiaru korzystać z fabrycznego lewarka, więc miejsce, gdzie zadomowił się ten rak będzie po prostu zaspawane na gładko. Do podnoszenia auta i tak używam popularnej "żaby". Poza tym w progach było trochę rdzawego nalotu, na szczęście nie było tak źle jak to wyglądało na pierwszy rzut oka, więc wystarczyło oczyścić zakażone miejsca i zabezpieczyć, na wypadek gdyby rudzielec chciał tam kiedyś wracać. To na razie tyle, poniżej kilka "podprogowych" zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.