Przyczyna pewnie dla wszystkich oczywista - coś nie łączyło przy dyfrze, bo to co nie działało jednoznacznie wskazywało na brak impulsów z dyfra, auto myślało, że stoi w miejscu a nie jedzie.
Wszystko było dobrze do momentu, gdy wjechałem w kałużę na tyle głęboką, że słyszałem głośny chlust wody o podwozie. Wskazówka prędkościomierza poskakała trochę i opadła na sam dół. Po około 20-30km zaczęła znów lekko podrygiwać i wskoczyła na prawidłową prędkość na chwilę, po czym znowu spadła (mocno padało i co chwilę jechałem po kałużach). O takie niespodzianki podejrzewałem kable przy wtyczce w dyfrze i miałem rację.
Przy samej wtyczce izolacja obu kabelków była pęknięta i wystarczyło że dostało się tam trochę wody, aby impulsy przestały docierać do zegarów. Tak to wyglądało:
Miałem na strychu wtyczkę od kierunkowskazów przednich, pasuje bez problemu. Chociaż wiłem się jak węgorz, nie udało mi się podejść z lutownicą, więc wykorzystałem wsuwki których trochę mi zostało po zabawach z centralnym. Całość zaizolowałem i wsadziłem w termokurcza i dałem kilka cm kabla więcej, więc nie powinno być podobnej akcji w przyszłości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.